Grupa Modlitewna

Najmłodszą grupą parafialną jest zawiązana wspólnota modlitewno-formacyjna podczas rekolekcji w październiku 2024 r. Przyjęła nazwę Grupa Modlitewna. Spotkania odbywają się dwa razy w miesiącu. Moderatorem grupy jest proboszcz ks. Ryszard Królicki. Uczestnicy grupy, a jest nas na dzień dzisiejszy 25 osób, otrzymują powiadomienia i się kontaktują przez prywatny komunikator WhatsApp  . Administratorką techniczną jest Milena Zając.

 

Katecheza I – PAN BÓG JEST, KOCHA NAS I MA DLA NASZEGO ŻYCIA WSPANIAŁY PLAN

CEL KATECHEZY

Pierwsza katecheza ma uświadomić istnienie Boga jako Osoby, która kocha i troszczy się o każdego. Dziś nierzadko ma się wrażenie, że Bóg jest traktowany jak pewna abstrakcja, a Jezus Chrystus jako postać jedynie historyczna. Szerzy się idea deizmu i agnostycyzmu, a niestety coraz częściej ateizmu. Człowiek współczesny, tak bardzo poraniony, musi uświadomić sobie, że jest Stwórca, który chce jego dobra i ma realny wpływ na jego życie. Celem tej katechezy jest też zrozumienie istoty miłości, o której mówił Sobór Watykański II: „Człowiek (…) nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (Gaudium et spes, nr 24).

TREŚĆ KATECHEZY

  1. W tej katechezie chcemy spojrzeć na Boga jako Miłość, która kocha każdego człowieka. Zaczynamy tę refleksję od słów Jezusa: „Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i że Ty ich umiłowałeś, tak jak Mnie umiłowałeś (J 17,23). Jest to wielka prawda, że zostaliśmy umiłowani taką samą miłością, jaką Bóg Ojciec umiłował swojego Syna Jezusa Chrystusa. A jest to miłość nieskończona. Jest to fragment modlitwy arcykapłańskiej Chrystusa, można powiedzieć jest to fragment Jego testamentu. Już za chwilę Jezus będzie pojmany i odda swe życie za nas. Spójrzmy więc na prawdę o Bożej miłości do nas.
  2. Wielcy naukowcy, którzy badali ten świat dochodzili do wiary w Boga. „Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Sprawcę. (…) jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by móc ogarnąć wszechświat – jakże nie znaleźli rychlej jego Władcy?” (Mdr 13,5.9). Oto niektóre wypowiedzi znanych naukowców i fizyków:
  3. Teraz zastanówmy się, dlaczego zdarza się nam wątpić w istnienie Boga i w Jego miłość. Zasadniczo można by wymienić następujące przyczyny takiego stanu ducha:
  4. a) Jest to skutek grzechu pierworodnego, który zaciemnił rozum, uszkodził ludzką naturę. Człowiek po grzechu pierworodnym często błądzi i gubi prawdę. Nie ma już takiego poznania Boga, jak Adam i Ewa w raju. Mimo iż Bóg daje światło chociażby poprzez słowo Boże czy głos Kościoła, to i tak człowiek może je zagłuszyć i pogubić się.
  5. b) Nie do końca znamy Boga (stereotypy o groźnym sędzim, o Bogu mściwym w Starym Testamencie). Rzeczywiście niektóre wydarzenia Starego Testamentu są dla nas trudne do przyjęcia, jak np. Boży rozkaz wybicia narodów Kanaanu. Była to konsekwencja za uprawianie przez te ludy kultów demonicznych, był to skutek ich grzechów. Jednak wiele fragmentów Starego Testamentu mówi o Bogu kochającym, miłosiernym, a nawet porównuje Go do matki. „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49,15).
  6. c) Patrzymy na Boga, który „ogranicza” dając przykazania, a przecież są to znaki drogowe dla naszego życiowego bezpieczeństwa. Przykazania dają prawdziwą wolność w sercu. Chronią przed zniewoleniami. Bóg jako kochający Ojciec ostrzega nas. Jako Stwórca ma prawo dać swojemu stworzeniu zasady życia – Przykazania. Czyni to z miłości do swojego stworzenia.
  7. d) Nie rozumiemy tajemnicy cierpienia, które jest zbawcze (jest drogą do nieba, a krzyż jest narzędziem zbawienia). Cierpienie upodabnia do Jezusa, jest formą pokuty za grzechy… Niestety często nieszczęścia czy życiowe dramaty stają się przyczyną buntu przeciwko Bogu. Cierpienie rozumiemy jedynie przez pryzmat krzyża Chrystusa. Ono nabiera sensu jedynie połączone z krzyżem Chrystusa.
  8. e) Jesteśmy poranieni, ponieważ nie doświadczyliśmy miłości np. od ojca ziemskiego (jest w jakiś sposób obrazem Boga) czy małżonka. Nie znamy więc z doświadczenia miłości bezinteresownej. Ponadto może i w domu nie przekazano nam żywej wiary.
  9. Sobór Watykański II mówi: „Człowiek (…) nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (Gaudium et spes, nr 24). To właśnie jest definicja miłości: dać siebie, nic z tego nie mając. Kochać mimo niezrozumienia czy nawet odrzucenia. Taka też jest miłość Boża, jest darem bezinteresownym, bo przecież tak często my jesteśmy niewierni wobec Jego miłości. Miłość Boża najpełniej objawiła się w Ofierze Jego Syna za nasze grzechy. W pierwszym liście św. Jana czytamy:
  10. a) „Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna Swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 8b-10).
  11. b) „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1).
  12. Tę miłość Bożą zauważyć możemy w historii Narodu Wybranego. Bóg ten naród ukształtował, wyprowadził z Egiptu, przeprowadził przez Morze Czerwone, żywił manną i przepiórkami przez 40 lat, a następnie wprowadził do Ziemi Obiecanej. Troszczył się o niego. Jednym z przejawów Bożej troski o ten lud było rozstąpienie się wód Morza Czerwonego. W Księdze Wyjścia czytamy: „Wyście widzieli, co uczyniłem Egiptowi, jak niosłem was na skrzydłach orlich i przywiodłem was do Mnie” (Wj 19,4).
  13. „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić (Ef 5,25). Kolejnym przejawem Bożej miłości jest Jego miłość do Kościoła, który założył sam Jezus. Głową widzialną tego Kościoła jest papież. Tenże Kościół jest dziełem Bożej miłości i narzędziem zbawienia. O Kościele Chrystusowym poświęcona będzie osobna katecheza.
  14. Największym skarbem Kościoła jest Eucharystia, Ofiara Mszy św. W niej na sposób bezkrwawy uobecnia się męka i śmierć Chrystusa. „W tym darze Jezus Chrystus przekazał Kościołowi nieustanne uobecnienie tajemnicy paschalnej” (bł. Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia, nr 5). Nie ma większego daru jak Msza św., a następnie przyjęcie Chrystusa w Komunii św. „Sacramentum caritatis” – „sakrament miłości” brzmi tytuł adhortacji apostolskiej Benedykta XVI o Eucharystii. Msza św. jest więc dziełem Bożej miłości. Tej miłości eucharystycznej poświęcimy katechezę szóstą.
  15. Również przejawem Bożej miłości do nas jest oddanie nam Maryi za matkę. Św. Jan stojący pod krzyżem w imieniu całego Kościoła, usłyszał z ust Jezusa: „Oto Matka twoja” (J 19,27). Jakże cennym darem jest matka. Jezus dał nam swoją Matkę Maryję. Ona stała się Matką Kościoła i każdego z nas. „Poczynając, rodząc i karmiąc Chrystusa, ofiarowując Go w świątyni Ojcu i współcierpiąc ze swoim Synem umierającym na krzyżu, w całkiem szczególny sposób współpracowała w dziele Zbawiciela przez posłuszeństwo, wiarę, nadzieję i żarliwą miłość dla odnowienia nadprzyrodzonego życia dusz ludzkich. Dlatego stała się nam matką w porządku łaski” (Sobór Watykański II, Lumen gentium, nr 61).
  16. Godne uwagi w kontekście poruszanego tematu są objawienia dane siostrze Eugenii Elizabecie Ravasio (1907-1990). Są to krótkie orędzia Boga Ojca uznane przez Biskupa Grenoble Aleksandra Caillot. Po dziesięciu latach wnikliwych badań pisma te zostały zaopatrzone w Imprimatur. Bóg Ojciec przyszedł do niej w postaci człowieka, by przypomnieć ludzkości o swojej miłości. Choć oczywiście wiara w te treści jest rzeczą dobrowolną, przeczytajmy fragmenty z tych orędzi:
    a) „Nie mogę już drugi raz ofiarować Mojego umiłowanego Syna, aby udowodnić Moją miłość do ludzi! Jednak przychodzę między nich, przyjmując podobieństwo do nich i ich ograniczoność, aby ich kochać i aby poznali tę Miłość. Popatrz, odkładam Moją koronę i całą Moją chwałę, aby przybrać postawę zwyczajnego człowieka”.
    b) „Gdyby życie i śmierć jednego z moich stworzeń – podobna do śmierci Mojego Syna – wystarczyła na zadośćuczynienie za grzechy innych ludzi, zawahałbym się. Dlaczego? Dlatego, że zdradziłbym Moją Miłość skazując na cierpienie inne dziecko, które kocham, zamiast cierpieć samemu w Moim Synu. Nie chciałbym nigdy sprawiać cierpienia swoim dzieciom”.
    c) „Żyję z ludźmi w większej zażyłości niż matka ze swymi dziećmi. (…) Moja Miłość Ojca i Stworzyciela każe Mi odczuwać tę potrzebę kochania człowieka. (…) Ludzie myślą, że jestem groźnym Bogiem i wtrącam całą ludzkość do piekła. Co za niespodzianka przy końcu czasów, kiedy ujrzą, że bardzo wiele dusz, które uważali za stracone, cieszy się wieczną szczęśliwością wśród wybranych!”.
  1. Benedykt XVI powiedział: „Nie jesteśmy przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny”. Podejmując temat Bożej miłości poruszamy prawdę o Opatrzności. Bóg troszczy się o każde swoje stworzenie, o każdego z nas. Tę prawdę ukazują fragmenty Pisma św.: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię” (Jr 1,5a).

Ty bowiem utworzyłeś moje nerki (ciało). Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twe dzieła. I dobrze znasz moją duszę, nie tajna ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi. Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał” (Ps 139,13-16).

W Chrystusie bowiem wybrał nas [Bóg] przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa (Ef 1, 4-5).

Podobnie Anioł stróż dany każdemu człowiekowi jest przejawem Jego troski i miłości.

  1. Boża Opatrzność prowadzi nas przez ścieżki tego życia do wiekuistych radości nieba. O tej rzeczywistości wiecznego szczęścia mówi Pan Jezus tymi słowami: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14,2-3). To miejsce w niebie jest dla nas przygotowane za cenę męki i śmierci Chrystusa. Czy to nie jest przejaw Bożej miłości? Ta miłość ojcowska jest jednak wymagająca, ponieważ Bóg chce doprowadzić swoje dzieci do stanu doskonałości. „Kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, kogo za syna przyjmuje. Trwajcie w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? (…) czyni to dla naszego dobra, aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości” (Hbr 12,6-10).
  2. Tak podjęliśmy wspólnie refleksję nad Bożą miłością. Bóg jest tym, który pragnie mieć wpływ na moje życie. Chce mnie prowadzić i żyć ze mną w niebie. Jest taka znana opowieść obrazująca dzisiejszy temat: „Pewnej nocy ktoś miał sen, śniło mu się, że spacerował po plaży z Chrystusem, na ekranie nocy ukazały się wszystkie dni jego życia. Patrząc wstecz zobaczył, że przy każdym dniu jego wędrówki przedstawionej na ekranie znajdowały się na piasku dwie pary stóp. Śledząc je na całej drodze, dotarł aż do kresu swoich dni. Stanął wtedy spoglądając wstecz i spostrzegł, że na niektórych odcinkach widniał tylko jeden ślad. Przedstawiały one najtrudniejsze dni jego życia, dni największych zmartwień, największych lęków i największych cierpień. Wtedy zapytał: „Panie, obiecałeś mi, że będziesz razem ze mną przez wszystkie dni mojej wędrówki. Dlaczego więc opuściłeś mnie w najtrudniejszych chwilach mojego życia?”. A wtedy Pan odpowiedział: „Synu mój, wiesz dobrze, że jeśli obiecałem ci, że będę z tobą przez wszystkie dni twojej podróży i że nie opuszczę cię ani na chwilę, to dlatego, że bardzo cię kocham. Dotrzymałem mojego słowa… Kiedy widziałeś na piasku tylko jedną parę stóp, to były chwile, w których musiałem nieść cię na ramionach”.

Czy uwierzyłem już w Bożą miłość do mnie? Niech każdy sam sobie osobiście odpowie na to pytanie.

 

 

 

LIST DO WSPÓLNOT MODLITEWNYCH „LUDZI ZBOISK”

Wielce Szanowni „Ludzie Zboisk”

Podziwiam Każdą i Każdego z Was, że w tych czasach zamętu jeszcze coś Wam się chce, że macie siłę, aby działać na niwie Pańskiej. Kiedy Ojciec św. Franciszek mówi, że jest jak stary

motocykl, który poruszając się na autostradzie dzisiejszego świata pędzącego z ogromną prędkością, zaś On, ze względu na wiek nie wyrabia, to ja go rozumiem, ale on przecież ma Instytu-

cje Kościoła, które są przygotowane do tempa, którym biegnie świat. My jako Środowisko Katolickie „Ludzie Zboisk” nie mamy obowiązku dostosowania się do najlepszych biegaczy, gdyż

jesteśmy mikroskopijną wspólnotą, która zaistniała na firmamencie Kościoła przemyskiego, za wiedzą i przyzwoleniem biskupa miejsca. Przeżywała ona swoje wzloty i upadki. Na przestrzeni

historii tysiące ludzi utożsamiały się z nią, gdyż odnaleźli w niej sens życia. Od początku jestem w tej wspólnocie i Bogu dziękuję, bo stałem się przewodnikiem duchowym wielu, pomimo

moich ułomności. Fantastyczni ludzie, których większość wędruje „swoimi” drogami, ale kiedyś wędrowali z nami mocno naciskali, aby stworzyć „regułę życia”. Wielu „matadorów” naszej

wspólnoty było przeciw, twierdząc, że jesteśmy ruchem charyzmatycznym i nie potrzebujemy żadnych zapisów naszej działalności w formie pisanych reguł i zapisywanych katechez i nabo-

żeństw, że liczy się tylko „duch wspólnoty”. Wszystko wskazywało, że mieli rację, bo wtedy we wspólnocie gromadziły się tłumy, dziesiątki kapłanów, były siostry zakonne, młodzież, młode

rodziny i dzieci, przychodzili też ci, którzy zostali poranieni we własnych wspólnotach i przychodzili do nas. Wspólnota była również „oczkiem w głowie” byłego arcybiskupa, co ostatnio

mi potwierdził w rozmowie z Siostrą Bgiege Mc Kenna, co sprawiało, że sporo ludzi przychodziło do niej z „innych” względów. Wystarczy wspomnień. W ostatnich latach wspólnota prze-

żywa „kryzys”. Są jednak ludzie, którzy rozwiązanie tego problemu widzą w sprawach organizacyjnych, „no wicie rozumicie”, struktura wspólnoty, odpowiedzialni, szybka informacja, stwo-

rzenie „uprzywilejowanych kast”, czyli tzw. „duszenie się we własnym sosie”. Nowi ludzie, owszem niech przychodzą, ale to nie jest zadanie świeckich, co wybrzmiało na ostatnim spotkaniu na

Taborze, to zadanie duchownych. Powinienem wtedy wyjść, ale do dziś nie wiem jaki diabeł mnie tam zatrzymał. Potem już było tylko gorzej, ale szczytem hipokryzji była odpowiedź

na pytanie jakie tematy podjąć w czasie tzw. sesji „wśród rocznych”. Wszyscy „przez aklamację” zadecydowali, że będą to tematy tegorocznych rekolekcji wakacyjnych. Wszystko niby „okey”,

bo przecież były spotkania z charyzmatykami, katechezy wakacyjne były uzupełnieniem tych spotkań, więc należy je powtórzyć. Wtedy powinienem wyjść z tego spotkania, nie wiem tylko

jaki …. Przecież reguła naszej wspólnoty mówi, że rekolekcje „wśród roczne” są po to, aby wspólnota, animatorzy i inni posługujący mogli się odpowiednio przygotować do rekolekcji wakacyjnych.

Podzieliłem się moimi przemyśleniami z ks. Marianem Bocho i upłynęło niewiele czasu, aby on podzielił się swoim odkryciem, że rekolekcje wakacyjne będą miały temat „Ojcze

nasz”. Odbyła się pierwsza sesja. Jeden z kapłanów środowiska postanowił ewangelizować w swojej parafii i przywożąc sporą grupę udowodnił, że czas się nie zmienił, że to myśmy się zmie-

nili. Z ogromną pokorą trwając wiele lat w oczekiwaniu, ale zawsze będąc obecny, dyspozycyjny w 100% dla wspólnoty Bóg uczynił go znakiem, że można! Dziękuję Bogu za niego i jego ludzi,

gdyż znam to uczucie. Poświęciłem zatem czas, aby wyszukać odpowiednie materiały, w myśl zasady, nic o nas bez nas! Przesyłam zatem materiały, dzięki uprzejmości P. Ryszarda i proszę,

aby do końca lutego, po ich przestudiowaniu przesłać na mój i ks. Mariana adres: tarsmj@gmail.com; abbamarian58@gmail.com , wychodzi zatem jeden artykuł na tydzień.

Pozdrawiam ks. Jan

Dopowiedzenie do pierwszego listu, na podstawie duchowej lektury listu św. Ambrożego, biskupa, do biskupa Konstancjusza (List 2, 1-2. 4-5. 7).

 

W czasie chrztu św. zostałem włączony w kapłańską misję Chrystusa i jestem jak ów biskup Konstancjusz, który w oczach św. Ambrożego siedzi przy sterze swojej osobowości, aby statek, którym jest moje życie przeprowadzić przez potężne fale nawałnic i wiry rzeczywistości o nazwie „ten świat” Święty Ambroży przekonuje mnie, abym mocno trzymał ster wiary, bo przestrzeń w której przyszło mi żyć to wielkie i rozległe morze, ale nie powinienem się go lękać, bo sam Pan osadził tutaj, w tej rzeczywistości moje życie, zaś mnie umieścił w potężnej łodzi Kościoła, który został zbudowany na fundamencie Apostołów i jest niewzruszony, mimo iż wokoło niego burzy się rozpętane morze zła. Uderzają weń fale, lecz nie mogą nim zachwiać, a chociaż często prądy świata z szumem rozbijają się o niego, pozostaje on dla wszystkich zbawiennym i bezpiecznym portem. A jeśli nawet rzuca nim morze, to przecież unoszą go wody, te wielkie rzeki, o których powiedziano: Rzeki swój głos podnoszą (Ps 93, 3). Istotnie, płyną rzeki z łona Kościoła, wody zaczerpnięte z Chrystusa i udzielane przez Ducha Świętego mnie, dziecku Boga. Podnoszą one swój głos, bo przelewają się łaską Ducha. Ta rzeka nawadnia lud Boży, a jej wartki nurt rozwesela moją duszę ukojoną i pełną pokoju. Kto czerpie z pełni tej rzeki? Św. Ambroży wylicza: Jan Ewangelista, Piotr, Paweł, Apostołowie i dopowiada, że tylko tacy, którzy czerpią z rzek płynących z łona Kościoła są w stanie podnieść swój głos i nieść słowo Ewangelii aż po krańce ziemi, głosząc Pana Jezusa Chrystusa. Radzi zatem św. Ambroży, abym i ja uzyskał od Chrystusa to, by mój głos się podniósł, abym zbierał wodę Chrystusową, tę, która wysławia Pana. Św. Ambroży wskazuje miejsca, gdzie są te wody: chmury proroków, duchowe doświadczenie bycia na górze, umiejętność czerpania z różnych źródeł, deszcz padający z obłoków, a jak wiemy obłok jest znakiem żywej obecności Boga wśród Pielgrzymów tej ziemi. Po co czerpiemy te wody? Aby napełnić nimi swoje serce i umysł, aby całe moje życie owymi Bożymi wodami nasiąkło i abym sam nawodnił się z własnych źródeł. Św. Ambroży poucza, że dzieje się to wtedy, gdy wiele się czyta, słucha i pojmuje, bo ten, który jest pełen, może dawać innym. Tutaj na chwilę się zatrzymam, bo oto ks. Marian Bocho podzielił się duchową inspiracją, aby w czasie rekolekcji wakacyjnych Bóg wtajemniczył nas w przestrzeń Modlitwy Pańskiej. Przyjąłem to i nawet zacząłem gromadzić materiały, ale niepokoił mnie wewnętrzny głos: przecież to nie twoja sprawa, to sprawa ks. Mariana. Ok. pomyślałem i zamierzałem przekazać mu tę radosna wieść na rekolekcjach w Zboiskach. Tam z kolei, Bóg uczynił dla mnie widoczny znak w postaci ks. Ryszarda, który na rekolekcje przywiózł, sporo, jak na nasze ostatnie standardy ludzi. Co jest grane, pytam Pana Boga? Otrzymałem pewne natchnienie, aby odtworzyć w modlitwie te momenty historii naszej wspólnoty, kiedy wszystko opierało się na słowie Boga, kiedy kroczyliśmy za tym słowem, a słowo Boga owocowała w nas i wokół nas. Dla mnie takim momentem była grupa spotykająca się w WSD w Przemyślu, w pokoju ojca duchownego śp. ks. Bronisława Żołnierczyka, kiedy on pełnił niedzielną posługę poza budynkiem seminarium i użyczał nam swego pokoju. Spotykali się tam alumni: Józef Szmuc, Jan Smoła (piszący te słowa), Stanisław Jamrozek(obecnie biskup), Józef Trela (obecnie ks. prałat, w-ce kanclerz Kurii) i Krzysztof Saj. Wszyscy żyjący charyzmatem Światło-Życie, nurcie charyzmatycznym. Grupa szybko rozwijała się, dlatego później spotykaliśmy się w sali wykładowej. W 1986 roku odbyło się pierwsze Seminarium Odnowy w Duchu Świętym dla alumnów, które prowadzili: śp. ks. Marian Rajchel i ks. Tadeusz Szaniawski, proboszcz w parafii salezjanów w Przemyślu. Na zakończenie owej praktyki duchowej w czasie modlitwy wstawienniczej otrzymałem słowo: Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemna miłość dla wszystkich, jaką i my mamy dla was (1 Tes 3, 12), Przemyśl 1986.06.19. Było to w czwartek, ks. Tadeusz Szaniawski z dumą wręczył mi otrzymane od Boga słowo, przez kogoś z zespołu napisane na odwrocie obrazka. Drugi moment to czas, kiedy dołączali inni kapłani, ks. Marian Bocho, o. Piotr Koloch OMI, ks. Ryszard Królicki i inni. Każdy z nich wnosił swój charyzmat, czego konsekwencją było pomnażanie liczby wspólnoty. Pojawiały się małe kryzysy i odejścia ze wspólnoty, ale nowi ludzie wnosili ogromny entuzjazm wiary i gorliwość, z nawiązką zapełniając luki po odstępcach. Trzeci moment wyznacza czas, kiedy widząc problemy zaczęliśmy pisać regułę życia wspólnoty, którą zaakceptował ówczesny metropolita przemyski, abp Józef Michalik. W liście pokazałem pewne odstępstwa od reguły i nieprawidłowości w jej przestrzeganiu, co może być przyczyną dzisiejszych problemów. W załączniku znajduje się pięć punktów pracy z katechezą, które są odzwierciedleniem systematycznej pracy duchowej wszystkich należących do wspólnoty, aby Pan pomnożył liczbę naszą i potęgował naszą wzajemna miłość dla wszystkich. Chociaż nie ma żadnej reakcji na mój list, to jednak postanowiłem go uzupełnić, aby to co powiedziałem było, jak poucza św. Ambroży, jasne, przejrzyste, oczywiste i zrozumiałe samo przez się, zaś moje wywody nie potrzebowały innego jeszcze uzasadnienia, lecz były same w sobie dowodem. Pierwsza zasada pracy z katechezą brzmi: Katechezę należy wysłuchać i za-notować. Wybrałem zatem 12 tekstów, jeden na tydzień pracy duchowej, aby każdy przepracować według zasady pracy z katechezą. Wszyscy uczestnicy naszych wspólnot po trzech miesiącach pracy duchowej będą mieli tak płonące dusze, że światło, które jest w nich pociągnie innych, którzy urzeczeni tym, co widzą i tym co mówisz, pójdą za tobą z dobrej woli tam, dokąd go poprowadzisz.

Życzę wytrwałej i systematycznej pracy duchowej, ks. Jan

Tutaj praktyczna wskazówki

Jak pracować z tekstem  

Należy potraktować to tak, jakbyśmy czytali katechezę, która odkrywa przed nami tajemnice duchowości, dlatego na początku należy przed Panem stanąć w modlitwie. Przypominam, że jeden tekst rozważamy przez cały tydzień, z notatnikiem duchowym w ręku (można pisać na komputerze). Naszą pracę duchową rozpoczynamy od powolnego, uważnego czytania, nigdzie się nie śpieszymy. Na to możemy poświęcić dwa, a nawet trzy dni, oczywiście jako praktykę duchową, jako czytanie duchowe, jako modlitwę. Czytając, w naszym notatniku zapisujemy skróty: na czerwono bądź w innym kolorze, co nas dotknęło, na niebiesko, co nie rozumiemy. Więcej nic nie piszemy, tak jakby ten tekst nas nie dotyczył

 

METODA PRACY Z KATECHEZĄ

Kolejne spotkanie naszej Grupy Modlitewnej w dniu 15 stycznia b.r. Temat katechezy: Metoda pracy z katechezą.
Tę katechezę dzielimy na kilka osobnych spotkań. 

 

                      KATECHEZA II.

       Grzech jako trucizna dla Nowego Życia w człowieku.

Grzech na kartach Biblii jest ukazywany, jako niszczyciel życia Bożego w człowieku, owego Nowego Życia. Celem obecnej katechezy jest, przestrzec słuchaczy przed grzechem. Można to uczynić posługując się różnymi środkami przekazu. Posłużymy się wierszem napisanym przez współczesnego poetę, satyryka Andrzeja Ozgę, trzykrotnego laureata piosenki aktorskiej we Wrocławiu. Poeta kreśli testament Lukrecji Borgia (1480-1519), kobiety na tyle pięknej, bogatej i wpływowej, co nieszczęśliwej, uwikłanej w polityczne rozgrywki potężnych rodów, co było przyczyną jej samotności i tragedii życiowej. Posłuchajmy słów poety w kontekście recepty na truciznę, która zatruwa, niszczy życie duchowe, czyli grzechu. Ważne jest, że grzech nie pojawia się ot, tak sobie, lecz rodzi się i rozwija w czasie. Można zatem mówić o pewnym procesie powstawania grzechu.

Wstęp: Grzech związany jest z konkretnym człowiekiem.

„Świadoma swoich chwil ostatnich na tym przeklętym łez padole. Z myśli rozdartych i bezładnych sporządzam swą ostatnią wolę:
Ze świata, który tkwi w zamęcie brnąc ku światłości wiekuistej zostawiam dla was w testamencie zwięzłą receptę na truciznę”. (Andrzej Ozga)

1. Pogarda dla gorących w wierze.

„Wrzućcie do kotła jeśli wola pogardę dla gorących w wierze…”
Ciekawe spojrzenie poety na proces rodzenia się grzechu, ciekawe stwierdzenie, że grzech zaczyna się właśnie tutaj, od pogardy dla gorących w wierze. Aby to zrozumieć warto przytoczyć słowa z Księgi Apokalipsy: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16). Widzimy zatem, że walka toczy się o gorących w wierze, gdyż zimni sami się wyłączyli ze wspólnoty, letnich wyłącza sam Chrystus, bo w chrześcijaństwie nie ma miejsca na letniość. To gorący w wierze są ową solą i światłem, glebą, dzięki której Słowo wydaje plon, znakiem obecności i działania Boga w świecie, są ogromnym zagrożeniem dla szatana. Pod słowem pogarda rozumiemy wszelkie działania sił ciemności, które zmierzają do tego, aby ludzi, którzy gorącą wiarę uznają jako wartość życia i samą wartość gorącej wiary lekceważyć, uznawać za bezwartościowych, nie liczyć się z nimi, mieć za nic, odrzucić. Działania te mają za cel, aby ludziom gorącym w wierze wyperswadować taką postawę, jako nie dzisiejszą, bezwartościową i. t. p. Im więcej ludzi okazuje pogardę dla gorących w wierze, im więcej zaczyna wierzyć, że w dzisiejszych czasach nie warto w taki sposób przeżywać swojej wiary, tym bardziej siły ciemności tryumfują. Przepiękny obraz znajduje się w jedenastym rozdziale Apokalipsy mówiący o dwóch ludziach gorącej wiary pośród miasta zepsutego, zatrutego grzechem. Siły ciemności wydały im wojnę i zabiły. Teraz świętują swoje zwycięstwo nie pozwalając pochować ciał ludzi Boga, aby okazać im pogardę, że nie warto być gorącym w wierze. Stan pogardy może jednak trwać tylko do czasu, kiedy Bóg upomni się o swoich ludzi, bo przecież zwycięstwo nad złem i grzechem zostało już ostatecznie odniesione, dlatego też tekst biblijny jako finał pokazuje ostateczną chwałę zwycięzców, świadków Boga, ludzi gorącej wiary. Słowo Boże przestrzega, że pogarda idzie zawsze za człowiekiem występnym (por. Prz 18,3 ; Ps 10,13)

2. Małe zdrady, odstępstwa

„….i kilka ździebeł rwanych z pola waszych codziennych sprzeniewierzeń”.
Słowo sprzeniewierzyć się oznacza odstępstwo, zdradę, nie dotrzymanie czegoś. Już samo brzmienie tych słów przeraża nas, bo jak będziemy się czuć gdy, ktoś o nas powie odstępca, zdrajca, człowiek nie potrafiący dotrzymać czegoś. W procesie rodzenia się grzechu ważne jest (tak zaplanował ojciec grzechu szatan), aby to wszystko pojawiało się w naszym codziennym życiu w formie minimalnej, niezauważalnej dla innych, lecz musi się pojawiać systematycznie, codziennie powinniśmy się czemuś sprzeniewierzyć. Małe odstępstwa od tradycji ojców, zdrady przekazanych nam ideałów, brak dotrzymania słowa danego Bogu, człowiekowi, bądź Kościołowi. Ważny jest tutaj nawyk, praktykowanie sprzeniewierzenia, „od rzemyczka do koniczka”- jak mówi stare porzekadło. Ojciec pustyni Palladiusz w Historii Lausiaca opowiada historię pustelnika Natanaela, który wsławił się tym, że przez całe życie nie złamał postanowienia trwania w jednej celi. Natanael zapragnął wieść życie pustelnicze i zbudował sobie celę, ale demon, który drwi sobie ze wszystkich i wszystkich oszukuje doprowadził do tego, że pustelnik obrzydził sobie swoją celę, odszedł z tego miejsca i zaczął budować inną. Kiedy po kilku miesiącach trudów ukończył swoją pracę i zamieszkał w niej, pewnej nocy przyszedł do niego demon pod postacią żołnierza ubranego w łachmany i smagając go skórzanym biczem robił wiele hałasu. Kiedy Natanael zapytał go kim jest, ten odpowiedział: „Jestem tym, który cię wygnał z poprzedniej celi, a przyszedłem po to, żeby i stąd cię przepędzić”. Wówczas pustelnik zrozumiał, że z niego zakpiono, powrócił do dawnej celi i do swojej śmierci zamieszkiwał w niej, walcząc z różnymi pokusami, aby wytrwać w powziętym postanowieniu. Łamanie postanowień, przyrzeczeń danych Bogu, sobie, czy innym ludziom, nawet w małych sprawach, niezauważalnych dla innych, to jeden z komponentów owej trucizny zabijającej w nas Nowe Życie.